Uległość wobec Rafała Wosia (po awanturze online na festiwalu „Transatlantyk”)

Rafał Woś chce, żeby elity uległy. Mówi „posunęły się”, ale to eufemizm, bo chodzi o dopuszczenie do debaty głosu, który wyklucza kompromisy.

To jak w tym dziecinnym podchwytywajku, czy Bóg, jeśli jest wszechmogący, może stworzyć taki kamień, którego nie będzie mógł podnieść. Ulegnij i w ramach swojej tolerancji zaakceptuj moją nietolerancję. Uległość to w ogóle sprawa, która budzi emocje.

W takiej „Uległości” Houellebecqa nie chodzi wszak wyłącznie o sam proces ulegania islamowi w ramach politycznej poprawności i innych demokratycznych mechanizmów, których przestrzeganie sprawia, że my czujemy się lepiej, a kto inny wykorzystuje je przeciwko nam. To znaczy, oczywiście, takie mechanizmy istnieją i są wykorzystywane, ale rozszerzmy tę uległość. Ów wspomniany Rafał Woś chciałby, żeby „elita”, rozumiana w bardzo uproszczony sposób, uległa wobec „ludu”, również rozumianemu w uproszczony sposób. To uproszczenie jest ważne, bo w jego ramach występuje lud, który może posiadać wyłącznie takie cechy, jakie podszczuwają mu populiści, wyobrażając go sobie, czyli musi być nietolerancyjny, prymitywny, ciemny, niedialogowy, roszczeniowy, dążący do prostackich rozwiązań typu „moje na wierzchu”, a elita – diaboliczna, zła sitwa, a nie również część ludzkości, która dzięki temu, że przeżuła już wszystko w piramidzie Maslowa, co było do przeżucia, narozrabiała, dostała kaca moralnego i zaczęła kombinować, jak to wszystko ułożyć, żeby dało się żyć, w ogóle odpowiada za sam fakt, że mógł wykształcić się ten mechanizm ulegania.

Która, owszem, składa się z zepsutych latami rządów hiperliberałów gospodarczych, ale i ze wszystkich elementów składających się przez lata na debatę publiczną, od prawicy po lewicę – tylko już wyszlifowanych długoletnim spieraniem się i przez to w miarę dialogową i taką, którą rażą ludzie, którzy nie mieli jak i kiedy się wyszlifować. I która zatyka noski, gdy jej za bardzo śmierdzi. To, oczywiście, prawda. Zatyka. Elita ma wiele wad. Może dlatego, że składa się z takich samych ludzi jak lud. Tylko albo w taki czy inny sposób uprzywilejowanych, albo na tyle zmyślnych/bezwzględnych, żeby sobie to uprzywilejowanie wyrąbać. Ale ulegnijmy przed zasadą, że każdy sukces jest godny potępienia. Ulegnijmy, bo o to chodzi. O nic innego.

Oczywiście, żyjemy w czasach, gdy do debaty publicznej dołączyli ludzie, którzy do tej pory byli z niej wykluczani, a to wykluczenie miało najczęściej powód majątkowy, czego efektem było też wykluczenie edukacyjne itd., i w związku z tym trudno się spodziewać, żeby ta debata od razu była taka, jak sobie ją wyobrażają „elity” i do jakiej były przyzwyczajone. Ja nie oczekuję. I cieszę się, że się rozszerzyła. Ale nie zamierzam ulegać szantażowi, że przylepianie ludowi mordy sk***yna i dokonywanie skur***stw w imieniu tej mordy to jest „sprawiedliwość społeczna”. To, co robią populiści, którzy od Rosji po Stany robią w wała ten lud i na jego karku stają się nowymi elitami, wyciąwszy uprzednio starannie demokratyczne mechanizmy kontrolne, które nie pozwalają im się tymi elitami stawać, i w sposób jeszcze bardziej bezczelny niż poprzednie kontrolować i wyzyskiwać lud. „Ciemny lud”, przypomnijmy, który można karmić gównem z telewizora, bo się go ma za idiotów. Uległość – właśnie. Sam fakt uległości miałby być szlachetny, nawet jeśli jest to uległość przed nieszlachetnym obrazem ludu. Fałszywie racjonalnym, jak pisał Istvan Bibo już przed wojną, bo zakładającym, że człowiek jest z natury sku***nem, więc wygra ten, kto w nim to sku***two rozbudzi. Jak PiS w Polakach, Putin w Rosjanach itd.

Czy to jest w ogóle jakaś sensowna uległość? Na przykład – dla chrześcijanina, jeśli już byśmy chcieli bawić się tym, czym bawią się populiści? Uległość przed sku***stwem? Myślałem, że na czym innym opiera się chrześcijaństwo, na braku takiej uległości właśnie, na proponowaniu empatycznych rozwiązań, a nie najprostszych, na wybaczeniu, na przypominaniu, że nikt nie jest bez grzechu, by tak łatwo rzucać kamieniami. Uległość nie przed ludem, a przed populistami, którzy doklejają ludowi twarz potworów. Tak samo byśmy mogli mówić w szerszej skali o islamie: że do światowego, zachodniego rdzenia docierają peryferia islamskie, ze swoją pamięcią, gdy to one były centrum, a Zachód peryferiami, ze swoim uzasadnionym poczuciem krzywdy i upokorzenia. Emanacją tego gniewu są talibowie i ISIS. Myślę, że taki Rafał Woś dobrze by się czuł w kraju rządzonym przez ISIS: opieka społeczna zaskakująco dobrze działa, tylko czasem komuś głowę zetną. No, ale jeśli jesteś grzecznym członkiem wspólnoty, to ci nie zetną.

A poza tym – wiadomo. Droga jest prosta. „Nie dehumanizujmy dehumanizacji, tolerujmy brak tolerancji”, a to, że na końcu tej drogi jest Putin, Orbán, Łukaszenka, Djukanović, Erdoğan, Vucić, Meciar, Fico, Milosević itd. itp. – to nie ma znaczenia. Grunt, że ulegniemy. I że przy okazji rozpieprzymy w drobiazgi te elity, które zrobiły nam kuku, a pojawił się akurat taran. Jakby Godzilla szła, to też byśmy się podłączyli. Ulegnijmy temu szantażowi, że 500 plus i koniec. Jasne, przy liberałach wszystko by było super, co jest elementem redystrybucji, bo tamci nie robili nic, ale system polityki socjalnej powinien być o wiele bardziej wyrafinowany i dający o wiele więcej, niż masz tu, dziecko, kaski trochę i idź se co kup. Ale trzeba ulec. Bo taka jest dziejowa konieczność. I nie można powiedzieć, że w elitach też jest jakaś wartość, bo to mogą mówić tylko ci, którzy robią w wała ludzi, którzy populistycznie robią z nich potwory, bo tak sobie ich wyobrażają, ale sami „pochodzą z lepszych miejsc” i wyzywają innych od „chamów”. Ale tam chodzi po prostu o to, żeby stać się samemu elitami, żeby poszła zasada TKM i tyle. Bo każda elita się degeneruje, bo każda władza korumpuje.

A mechanizm społeczno-systemowej kontroli władzy, którego przez wieki docierania się dorobiły się – mimo wszystko – obecne elity i który – choć stary i ledwo zipie – to jedyne, co mamy, żeby nad tym panować?

Ktokolwiek z tych populistycznych „przedstawicieli ludu”, którzy wołają, żeby się przed nimi ukorzyć, ulec ich Czarnkowym poglądom i szanować je w ramach swojej tolerastii – naprawił ten mechanizm? Nie, one są zawsze wycinane, a państwo jest podporządkowywane nowej elicie. I tyle. I koniec. I w zamian nikt nigdy nie zaproponował nic nowego. A nie, przepraszam. W Polsce proponowano. Coś jednak zaproponowano ludziom zamiast tego mechanizmu kontrolnego.

Autorytet Jarosława.

Ulegnijcie.