O tym, jak prawica upokarza Wielki i Dumny Naród Polski

„Klub Jagieloński” opublikował wywiad z Andrzejem Szczerskim o polskiej sztuce współczesnej.

I już na początku prowadzący wywiad Łukasz Murzyn pyta Szczerskiego o „postawy autokolonialne” w sztuce. Autokolonializm jest, jak wiadomo, obsesją prawicy. To zrozumiałe, na peryferiach to temat bardzo ważny. Sam uważam, że powinniśmy dojrzeć i przestać cały czas gapić się w jeden punkt na Zachodzie jak sroka w gnat, tylko adaptować nie bezkrytycznie, a dostosowywać kreatywnie to, co tam wynaleziono do naszych warunków. A jeśli czujemy się tego Zachodu częścią, a nie tylko pieprzymy o naszym zachodnim chrześcijaństwie i przedmurzowaniu – to i adaptować bez kompleksów. Ale i nie bać się tworzyć własnego, a i czerpać spoza Zachodu.

Tylko że jeśli działania i myśl polskiej prawicy mają kogokolwiek przekonać o tym, że Polska sama w sobie ma sens, mądrość, dojrzałość i wysoką jakość, to – o rany – nie. Przekonują do czegoś zupełnie odwrotnego. A ta prawicowa „antyautokolonialna myśl” – o mój Boże nieistniejący.

To ciągłe skamlanie o szacunek typu #respectus, co pokazuje chyba wszystkie polskie kompleksy naraz – przy jednoczesnym wyśmiewaniu tzw. fajnopolaków, którzy chcą się Zachodowi przypodobać.

To udowadnianie, że się jest wyjątkowym gówniarzem, z tym ciągłym płaczem, że wszyscy dookoła muszą „stawiać czoła własnym demonom przeszłości”, tylko nie my. Bo u nas takie „stawianie czoła” uchodzi za lewackie i upokarzające. Czyli Wielka, Dumna, Prawicowa Polska jest tylko wtedy należycie ugłaskana w swojej Wielkości, Dumie i Prawicowości, gdy wszyscy dookoła są Mali, Upokorzeni i – wychodzi na to – Lewicowi.

Ten absolutny, dziecinny brak dystansu do siebie i ten brak umiejętności spojrzenia na siebie jako na część większego mechanizmu, tylko ta duma nastoletniego pijanego dresa – tyrana, który chce, żeby przed nim klękać. Ale gdybyż ten dres był chociaż napakowany i na sterydach, jak Rosja, i potrafił zmuszać innych do klęczenia siłą, co również jest paskudne – ale nie. Nasza dumna prawica jest jak mały Kazio, który wchodzi do knajpy pełnej bandziorów i do nich podskakuje, bo wie, że za nim jest wujek Sam i stryjek Natek. Jest to więc paskudne i żałosne.

I ta wieczna histeria, na którą nie można patrzeć bez żenady, to tupanie nóżkami, to szukanie wszędzie spisków, prowokacji i upokorzeń, ten żałosny ciągły jazgot który przesłania racjonalne spojrzenie.

Przez który wszystko, czego się ta prawica chwyci, jest tak przeciwskuteczne, że aż naprawdę człowiek czasem ma ochotę myśleć niefiltrowanym Piątkiem, że to jakaś ustawka, bo to po prostu nie może być aż tak bezradnie głupie: od stosunków z Izraelem, które można było załatwić prostym sposobem, po relacje z Brukselą, gdzie wszystkie deklarowane cele PiS można było osiągnąć bez najmniejszego nawet konfliktu z UE.

Po fakt, że nie umiemy bez trudu odpowiedzieć Putinowi, który ze swoimi oskarżeniami sam się podstawia i prosi, żeby mu z nieskażonego obsesją narodową punktu odpowiedzieć: robiliśmy złe rzeczy, ale za nie publicznie przeprosiliśmy, wnioski wyciągnęliśmy i już nie praktykujemy, ale te złe rzeczy przy waszych to i tak pestka. A wy za wasze ani nie przeprosiliście, ani wniosków nie wyciągnęliście. I nadal praktykujecie. „Swoich nie brasajem”, chyba że do łagru, blja.

Ale nie, Polska tego nie powie, bo nie jest dojrzała, tylko jest gówniarzem, a gówniarz nie jest w stanie przyznać się do błędów, przepraszać ani wyciągać wniosków. I dobrze chociaż, że podjęła decyzję, żeby milczeć, a nie iść z tym dziecinnym, histerycznym bełkotem pseudogodnościowym, jak to potrafi Duda, Pawłowicz czy nawet Morawiecki.

Zaiste tak bardzo udowadnia prawica wielkość Polski jak ten gipsowy pseudoantyczny kicz, którym obłożono Skopje, stolicę Macedonii udowadnia, że jest ona faktycznie godną kontynuatorką wielkich trendów, starożytności, a nie śmiechem na sali.

Albo jak ci „żołnierze przyszłości” na jednej z wojskowych defilad z Ghany, którzy mieli udowodnić światu, że jeśli obłoży się kilku facetów blachami w kształcie robocopów, to cały świat przed nimi poczuje respekt. #respectus.
To może, owszem, budzić smutek, współczucie, potrzebę pomocy, pochylenia się nad wielkim dramatem i kompleksem, w którym tkwią ci ludzie – ale nie szacunek.

Jeśli tak wygląda ta prawicowa krytyka autokolonializmu, to nikt jeszcze niczego tak przeciwskutecznego nie wymyślił w tym naszym nieszczęsnym XXI w.

Ale Szczerski o tym nie mówi. Nie rozumie, że umiejętność dostrzeżenia belki we własnym oku jest również przejawem dojrzałości.

Nie mówi o prawicowej prawicowej sztuce współczesnej, tej oddolnej, która jest jednym wielkim wyciem kompleksu, poczynając np. od Jezusa Świebodzińskiego, który jest ryczącym symbolem niemocy polskiego wobec niemieckiego, tego za granicą i tego przejętego wielkim, sztucznym polskim dildo wyciosanym toporem płaczącym: jeśli nie możemy dorównać na tym i innym polu, to wam tu chociaż wielki totem postawimy.

Nie mówi Szczerski o tej czołobitnej tendencji do pisania uniżonych wierszy o Jarosławie, malowaniu jego portretów, o rzężącej kiczowatości prawicowego kina, o sacro polo, o nieudolnej pomnikozie Lecha Kaczyńskiego i piosenkach o „prezydencie – sokole” (sic), o ziejących infantylnym dramatyzmem obrazach smoleńskich, tandentnych piosenkach, narodowemu podpinaniu się pod disco polo, czy choćby poetyce lizusowskich mediów wobec PiS.

Zamiast tego Szczerski wspomina o oprawie pielgrzymek papieskich, ołtarzykach przydomowych. I o „infantylizmie” twórców, którzy nie podchodzą do idei „Trójmorza” na kolanach, tylko „ironicznie”.

Ech.

Czasem naprawdę się boję, że cały intelekt prawica pozostawiła po tej prawicowej stronie, którą teraz uważa za lewicę. Na tej „najprawdziwszej prawicy” wieje wiatr i rozgania pył z pokruszonych pustaków.

Weźmy taki „Klub Jagielloński”. Czasem go chwalę, ale, ech, coraz niestety bliższy jestem wyznania, że to z braku laku. Że głównie chwalę po to, by nie deprecjonować do końca tej słynnej „drugiej strony”. No ale jeśli ta „druga strona” sama się deprecjonuje poprzez wyrzucanie za własną burtę wszystkiego, co ma jakikolwiek sens, to cóż ja, nieboraczek, mogę. Ta słynna „prawdziwa lewica” zresztą robi to samo, ale od drugiej burty. Ale to inny temat.

No więc trzymam się tego „Klubu Jagiellońskiego” kurczowo, bo nie bardzo jest tam na tej „prawdziwej prawicy” coś więcej, co można brać jakoś w miarę serio. A w „KJ” jeszcze czasem coś się pojawi, co nosi cechy racjonalnej oceny rzeczywistości. Ale, ech.

Ludzie, ogarnijcie się.